środa, 15 lipca 2015

350. niezbyt śniadaniowo.


Ech, ostatni tydzień dał mi mocno w kość. Była praca, był płacz, momenty załamania, pot, krew i łzy. Nie było w tym wszystkim czasu dla mnie. Nie było gotowania. Nie było zdjęć. Bo wszystko niemiłosiernie ciążyło. I w sumie ciąży nadal, ale postanawiam walczyć. Bo nieznośna lekkość bytu daje mocno o sobie znać.


Ale wracając do jedzenia. Jest to propozycja raczej obiadowa, ale świetnie na daje się też na późne i regeneracyjne śniadanie. Czysta improwizacja, same sezonowe smaczki. Cieszą zarówno oko jak i żołądek. Rożki francuskie z serem kozim, chorizo, morelami i świeżym tymiankiem. Na boku, tak dla zdrowotności, sałata z truskawkami, awokado, fetą i balsamico. Pysznie łatwe, pysznie zadawalające każde (nawet to wymagające!) podniebienie. Róbcie szybko, póki mamy sezon na wszystkie owoce!
Smacznego i miłego dnia. M.

środa, 8 lipca 2015

349. śniadanie z (za)kwasem w tle.


Zakwas żytni zabijam regularnie od jakiegoś kwartału. Podchodziłam do niego jak pies do jeża, a jak się okazało- zupełnie niepotrzebnie. Jedyne czego zakwas żąda to ciepło. Tyle. Koniec pieśni. Potem się miesza tylko mąki, sypie dodatkami, do pieca i gotowe. Nie jestem jeszcze oczywiście żadnym master of bread making, ale z każdym kolejnym chlebem czuję się jeszcze większą kurą domową ;) Dziś na śniadanie żytni chleb z śliwkami i figami. A do tego twaróg, owoce, masło, pomidory. Bardzo prosto. Bardzo smacznie. Bo teraz nie mam siły na wymysły. W zasadzie, to na nic nie mam siły.
Miłego dnia!
M.


wtorek, 7 lipca 2015

348. o mojej małej manii sernikowej.


Ostatni tydzień miałam okazję pomieszkać sama. Wiecie, kładziesz się kiedy chcesz, przy otwartym balkonie, słuchasz głośno muzyki, łapiesz się na tym, że mówisz sama do siebie. Jednym słowem błogość :) Jedyne co mi przeszkadzało to gotowanie porcji dla jednej osoby. Przywykłam do robienia posiłków na co najmniej cztery, bo pojemność żołądków moich domowników jest większa niż standardowa. Więc na powrót moich rodziców postanowiłam upiec sernik. Ale nie jeden, tylko dwa!
Pistacjowy z białą czekoladą i akcentem różanym oraz sezonowe sernikobrownie z truskawkami i jagodami. I dzięki resztkom tych dwóch perełek wtorkowe wyzwania może nie będą już takie straszne.
Miłego dnia!
M.


poniedziałek, 6 lipca 2015

347. Warszawa da się lubic: Targ Śniadaniowy.

Na śniadanie sezonowo: wiejski twaróg, maliny, jagody, siemię lniany dla zdrowotności oraz bazylia dla miłego akcentu kolorystycznego.

Na wstępie chciałabym bardzo wszystkim podziękować za przesympatyczny odzew pod ostatnim postem i wszystkie komentarze. W blogowaniu zawsze doceniałam to morze bezinteresownej życzliwości. Człowiek może dodać sobie 10 punktów do pewności siebie. Wielki uściska za to dla Was wszystkich!
Ale, o jedzeniu też musi być! A konkretnie o Targu Śniadaniowym. Aż wstyd się przyznać, że dopiero teraz tam dotarłam, bo na Żoliborzu mieszkam od dawna. No ale lepiej późno niż wcale, tak?


Moje wrażenia? Serce rośnie na widok piknikujących ludzi, zajadających się wegańskimi burgerami i popijających lemoniadą z pokrzywy. W tle eklektyczna muzyka, gwar i prażące słońce.











 Sprzedawcy  przemili, posiadający ogromną wiedzę na temat własnych produktów (a to wbrew pozorom nie taka oczywista sprawa!). Wszędzie talerzyki do degustacji z coraz to ciekawszymi produktami. A to wszystko w atmosferze wszechogarniającego luzu i błogości.




I tylko szkoda, że mieszkańcy tegoż miejsca nie potrafią TŚ docenić, bo domagają się usunięcia tej inicjatywy. Mam nadzieję, że na próżno!
I tak oto upłynęło mi sobotnie, upalne popołudnie. A oprócz tego szykuję się na małe wyzwanie. Będzie to spora batalia, w głównej mierze z samą sobą, ale liczę, że podołam. Nowe wyzwania stawia przede mną życie, większe i mniejsze, więc pora na trochę potknięć i zaciśniętych pięści. Trzymajcie za mnie kciuki!
Miłego dnia, M.

piątek, 3 lipca 2015

346. na powrót, jak gdyby nigdy go nie było.

Kokosowy pudding chia z truskawkami i goji.

Przyznam się Wam szczerze, że brakowało mi tego. Pomimo że to miejsce straciło na swej wartości już dawno temu, to ilość nagromadzonych zdjęć na twardym dysku oraz chęć uzewnętrzniania się są silniejsze. Bo wiem, że nie potrafiłabym usunąć tego miejsca. A bezczynnie pozostać tu nie może. Więc zobaczymy jak to będzie. Jaką formę to obierze. Ale będą zdjęcia. To na pewno.
Po krótce o tym, co u mnie. W przeciągu tegoż półrocza dużo uległo zmianie. Jestem już osobą dorosłą, z dowodem. W podartym, ale jakże dla mnie sentymentalnym portfelu. Odwiedziłam po raz kolejny USA, ale również i po raz kolejny poznałam nieznane mi oblicze wschodniego wybrzeża.







 Teraz świeżo wróciłam z Bawarii. Spod namiotu konkretnie. Doznałam tam małego załamania nerwowego, ale to temat na inny post.















 Ukończyłam drugą klasę liceum. Z wynikiem przyzwoitym. Obsesyjnie ćwiczę. Półmaraton przebiegłam nie raz i nie dwa. Znalazłam pracę. Jestem szczęśliwą posiadaczką różowego jak świnka Piggy polaroida. Już nie prowadzę hulaszczego trybu życia. Bliżej mi do pustelnika teraz. Trochę zbyt smutna się zrobiłam, ale pracuję nad tym. Ja, mój dziennik i pióro. Do tego aparat i biały rower. Trochę lektury i przemyśleń. To ostatnio mój świat. Może metoda baby steps w końcu odniesie sukces w moim topornym przypadku.
Oprócz tego regularnie wypiekam chleby na zakwasie, wszelakie ciasta, torty. Moje zamiłowanie do makaronu bynajmniej nie traci na sile. O śniadaniach zapominam notorycznie i naumyślnie niestety. Zajadam się soczystymi pomidorami, które nigdy nie były dla mnie tak słodkie jak teraz. Lody chwilowo mogłyby dla mnie nie istnieć. Szparagów zjadłam całe pęczki. Serników wypróbowałam wszelakich. Podobno wychodzą coraz lepsze. Z drożdżami się zaprzyjaźniam. Teraz w kolejce czeka domowej roboty francuskie ciasto. Także plan zostania kurą domową jest realizowany w najwyższym stopniu.











Pogubiłam się trochę w tym moim życiu, ale chcę spróbować się nawrócić. Chcę chwytać. W obrazach, słowach, smakach i zapachach. I to będę tutaj robić. Także stay tuned.
Miłego dnia!